Już jako małe dziecko uwielbiałam grzebać w ziemi. Nasz lekarz rodzinny podczas jednej z wizyt domowych przyłapał mnie i moich braci umorusanych i zakurzonych od stóp do głów po zabawie na pobliskim ściernisku – skwitował to jedynie lakonicznym: „Widać, że zdrowe”. Dzisiaj mogę dodać, że nie tylko zdrowymi ale i szczęśliwymi dziećmi byliśmy – bo mogliśmy obcować z naturą, żyć w zgodzie z rytmem pór roku, obserwować cały ten wspaniały krąg życia.
Tak więc szczęśliwie moje życie rozpoczęło się na wsi. Tradycyjnej polskiej wsi – można by rzec konwencjonalnej do bólu. Stąd też ten model prowadzenia gospodarstwa był dla mnie jak prawda objawiona i absolutna. Jednak studia jakkolwiek mało przydatne z punktu widzenia zawodowego to mają jeden podstawowy plus – poszerzają horyzonty. I tak w miarę jak zasób mojej wiedzy się powiększał zmieniał się mój punkt widzenia. Zaczęłam dostrzegać minusy konwencjonalnej uprawy roli. Natomiast coraz bardziej rozrastała się we mnie fascynacja ekologicznym modelem upraw.
Aż tu nagle pojawiła się ona – permakultura! Nowe (choć oznaczające powrót do korzeni) objawienie, które zdeklasować miało większość zdobytej w pocie czoła wiedzy ogrodniczej, sadowniczej i rolniczej. No dobra, skoro rys biograficzny mamy za sobą przejdźmy do konkretów. Poniżej przedstawię Wam jakie są różnice pomiędzy tymi trzema systemami uprawy.
Rolnictwo konwencjonalne – to rolnictwo, w którym wszelkie chwyty dozwolone. Głównym celem jest uzyskanie możliwie największego plonu, a tym samym przychodu. Rentowność jest tutaj głównym miernikiem sukcesu rolnika. Aby uzyskać plon, który notabene ma wyglądać jakby wyszedł z warzywnej fabryki powinno się wręcz stosować w ramach profilaktyki pestycydy, nawozy chemiczne a nawet syntetyczne stymulatory wzrostu. Np. taka marchewka ma być prosta, najlepiej o zbliżonej wielkości (nie za duża i nie za mała) i o wyrównanym kolorycie. Mając za priorytet zwiększanie dochodowości ten system uprawy zapomniał niemal zupełnie by dbać o zasoby naturalne z myślą o przyszłych pokoleniach, a tym bardziej nie bierze pod uwagę konieczności troszczenia się o równowagę w przyrodzie. Unia Europejska wymusiła na rolnikach wprowadzenie płodozmianów oraz nawozów zielonych dzięki czemu uprawy przestały być takie monotonne, a gleba jest goła przez ograniczony czas. Generalnie rzecz, którą najmniej pochwalam w mentalności rolników konwencjonalnych jest przekonanie, że są władcami ziemi i mogą z nią robić co im się rzewnie podoba. Niestety zmierzanie tą drogą intensyfikacji upraw i ich centralizacji prowadzi do niechybnej zguby tak jak ma to miejsce we Francji gdzie ponad 80% gleb określa się jako martwe, czyli praktycznie pozbawione mikroflory. Jest to efektem stosowania coraz większych dawek nawozów, które doprowadziły do degradacji gleby i zanieczyszczenia środowiska. Stosowana corocznie uprawa polegająca na głębokim oraniu roli z użyciem pługa powoduje, że gleba przez wiele miesięcy wystawiona jest na działanie wiatru i wody co powoduje erozję wietrzną i wodną dodatkowo uszczuplając zasobność gleby i pogarszając jej właściwości. Efektem tego jest sytuacja, w której większość procesów biologicznego rozkładu ustaje, materia rozkłada się do soli organicznych, które są wypłukiwane przez wodę w głąb gleby zanieczyszczając wody głębinowe oraz spływają po jej powierzchni zanieczyszczając powierzchniowe zbiorniki wody. Ziemia traci swoją porowatą strukturę, a tym samym zdolność gromadzenia wody, staje się zlewna. Nie potrafi już magazynować wody i stopniowo odprowadzać jej w głąb. Stąd popularnym widokiem stają się zalane pola, gnijące zasiewy i powodzie przy byle większym deszczu. W takiej glebie stosowanie nawozów organicznych staje się niemożliwe – gdyż obornik wyrzucony na pole zalega tam bardzo długo, bo nie ma tam mikroorganizmów, które mogły by go rozłożyć do związków łatwo dostępnych dla roślin. Słowem dramat, gdyż rekultywacja takich gleb jest procesem naprawdę długotrwałym.
Rolnictwo ekologiczne – rolnictwo bardzo zbliżone do uprawy konwencjonalnej. Podobnie jak w powyższej stosowana jest głęboka orka. Właściwie jedyne różnice wynikają z faktu, że niedozwolone jest stosowanie syntetycznych (chemicznych) środków ochrony roślin oraz nawozów chemicznych. Dozwolone są natomiast środki na bazie wyciągów roślinnych, nawozy pochodzenia zwierzęcego oraz nawozy mineralne (np. dolomit). Idea upraw ekologicznych uwzględnia fakt, który zdaje się być niezauważany w rolnictwie konwencjonalnym, mianowicie ich głównym celem jest zaspokojenie obecnych potrzeb społeczeństwa bez uszczerbku dla możliwości zaspokojenia potrzeb przyszłych pokoleń. Jednak system ten jest mało wydajny i gospodarstwa tego typu za zwyczaj przynoszą mniej plonów, choć niewątpliwie są one lepszej jakości niż te z produkcji konwencjonalnej. Z pewnością dużym plusem jest fakt, że w rolnictwie ekologicznym popularnym jest sięganie do mądrości natury – chociażby sięgając po pomoc w postaci naturalnych wrogów szkodników, które nękają nasze uprawy. Warto wiedzieć, że dostępny jest coraz szerszy wachlarz jaj owadów pożytecznych, które można zabrać do swojego ogrodu / szklarni by tam mogły zawalczyć o nasze plony jak to się dzieje od wieków w naturze. Dużym plusem jest również stosowanie ściółek pod uprawami co również odwzorowuje stan naturalny – bo gdzie poza pustyniami w naturze występuje goła gleba? Jedyny szkopuł w tej metodzie polega na tym, że rolnik nadal stawia siebie na piedestale co uniemożliwia osiągnięcie równowagi w otaczającym go środowisku. Bo przecież stosowane środki ochrony roślin, nawet te naturalne, nie są środkami selektywnymi, co oznacza, że zabijają szkodniki ale i pozostałe pożyteczne organizmy, które akurat znajdowały się w okolicy. Nie ma tu miejsca na tworzenie się naturalnej równowagi. Dlatego …
Permakultura – system, który prawie całkowicie wyklucza konieczność uprawy gleby w rozumieniu jej orania pługiem lub nawet przekopywania łopatą. Co więcej jest to uprawa bez grama sztucznych nawozów i zarówno chemicznych jak i nie chemicznych środków ochrony roślin. To nie tylko system (nie)uprawy ale właściwie system projektowania otoczenia, w którym rolnik pełni jedynie rolę obserwatora i dobrego ducha, który co najwyżej pomaga zmierzać ku odtworzeniu naturalnych, zachodzących w przyrodzie od wieków procesów. Uważna obserwacja naturalnych cyklów w danym miejscu pomaga zaprojektować otoczenie, które będzie naśladować te naturalne, a przez to przy stosunkowo niewielkim wysiłku z naszej strony obdarowywać nas swoimi dobrodziejstwami. Brzmi idyllicznie – ale jak to właściwie działa? Poszczególne elementy projektowanego układu wspierają się wzajemnie (jak np. marchewka i cebula, które chronią się wzajemnie przed szkodnikami), to powoduje, że nasza praca staje się niepotrzebna by utrzymać funkcjonujący system. Jeśli więc włożymy początkowo trochę wysiłku aby odzyskać na naszym terenie równowagę przyrodniczą i wprawić krąg życia w ruch, to potem największym wysiłkiem jaki nas czeka będzie zawekowanie ogromnej ilość zapraw, jakie stworzymy z naszych plonów. Jednym z priorytetów w permakulturze jest dbałość o glebę i rozwijające się w niej życie w myśl zasady – zdrowa gleba to zdrowe plony. Dlatego warto wiedzieć, że można zastąpić drogie, toksyczne, nie odnawialne chemiczne nawozy nawozami biologicznymi, które stopniowo wzbogacają glebę. Gleba zasobna w materię organiczną staje się zdrowym, dobrze funkcjonującym, żywym organizmem, który wydaje zdrowy plon. Absolutne „must have” permakulturnika to ściółka – gdziekolwiek się da. Ściółkując glebę i stosując naturalne nawożenie wspomagamy rozwój wszystkich glebowych żyjątek od dżdżownicy po bakterie, które mnożą się na potęgę. W jednej łyżce takiej zdrowej gleby znajduje się więcej żywych organizmów niż mieszkańców w Warszawie (ok. miliard na gram). Organizmy te są niesamowicie istotne dla roślin, gdyż rozkładają materię organiczną do prostych związków mineralnych, które są źródłem pokarmu dla roślin. Jest to więc system uprawy, który nie tylko dba o równowagę w środowisku ale przynosząc korzyści osobom, które obecnie użytkują daną ziemię, powoduje, że dla następnych pokoleń jej jakość będzie podobna jeśli nie lepsza. Jeśli chodzi o porównanie wydajności gospodarstw permakulturowych i konwencjonalnych, być może będzie to dla Was zaskoczeniem, jednak pewne Francuskie małżeństwo (myślę, że warto bym w najbliższym czasie popełniła o nich wpis) udowodniło, że permakultura może dawać większe plony niż tradycyjna forma uprawy przy zdecydowanie mniejszych nakładach pracy i środków chociażby finansowych. Jeśli nie wierzycie to musicie wiedzieć, że w Polsce jest wiele ogrodów i ośrodków permakulturowych, które posiadają ogromne ogrody doświadczalne i z otwartymi rękoma przyjmują gości i z wielką chęcią przekazują swoją cenną wiedzę. Gdy już powstanie mój mały permakulturowy raj na ziemi z radością również będę zapraszała wszystkich, którzy pragną się zarazić tą ideą. 😉
Dodaj komentarz